Zaczęło się ściemniać, telefon wskazywał 21.30, szłam przed siebie, chociaż dobrze znałam te miejsca, miałam plan i jakieś teoretyczne założenia, ale ciągle to, nie było to co ja widziałam. Długo nie mogłam ustawić odpowiednio aparatu, irytacja brała górę. Idąc w stronę starego budynku straż pożarnej, słyszałam pijackie okrzyki tutejszych ludzi. Kilka razy padło imię Dagmara - utkwiło mi w pamięci. Idąc dalej wyszłam na najdłuższą ulicę tym miasteczku, ruch był nie znacznie mniejszy niż za dnia. Stałam po przeciwnej stronie ulicy, pamiętnego przedszkola o dziwo do dziś stoi i służy temu samemu. Szli oni trzech chłopaków i dwie dziewczyny na oko mieli po 25 lat plus/minus 5.
Jeden z nich bardziej śmiały coś zaczął do mnie pokrzykiwać, pytał chyba co fotografuję a ja w odpowiedzi rzuciłam, że drogę. Widok był taki jaki oczekiwałam, nadeszła złota godzina dla fotografów, ja dalej z niej nie umiałam skorzystać wystarczająco produktywnie. Chłopak przedstawił się imieniem, niestety nie zapamiętałam go, bo posługiwali się własnymi ksywami czasem wołali na niego Termos, a czasem Kapciarz, podobno był sprzedawcą kapci - taki biznesmen. Jeden z nich kompletnie pijany, podobno Mateusz miał być mistrzem boksu w lidze juniorskiej, nie znam się niestety również na boksie. Trzeci z nich był nieśmiały, niezbyt rozmowny, ale dość przystojny, Błażej, miał wiele tatuaży, które przykuły moją uwagę. Zwracałam się do nich bezosobowo, tak było mi łatwiej. Gdy ten pierwszy zaproponował piwo i rozmowę niechętnie się zgodziłam. Przez te kilka metrów które szliśmy na miejsce, gdzie zwykle tam ludzie spotykali się i pili to piwo, gość ciągle powtarzał, że nie rozumie sztuki fotografii i uznał, że to nie jest sztuka, bo zdjęcie robi maszyna-aparat i jaka w tym sztuka?
Jak już usiedliśmy przy stoliku w tzw. ogródku, starałam się wyjaśnić jak mogłam, że sztuką jest umiejętność uchwycenia chwili i odpowiedniego ustawienia maszyny, ale on upierał się przy swoim. W jednej chwili odszedł od stolika nie dokańczając rozmowy, a pojawił się inny dużo starszy facet, który miał w swojej historii przygodę z fotografią. Na początku wszyscy pytali, co tu robię i skąd jestem, powtarzałam się do obrzydzenia. Później opowiedział mi o starych Zenitach na których pracował, w przeszłości był fotografem okolicznościowym. Ludzie słuchali tego co mam do powiedzenia, czasem ja pytałam, co tu się dzieje. W tym ogródku były też te dwie dziewczyny, Błażej, chwiejący się Mateusz który przedobrzył i co chwilę pojawiała się na moment ktoś zupełnie nowy.
Raz podleciał już nieco wstawiony gość po 50.tce, awanturując się, że Termos ma jego rower i to już drugi krzyczał, że ten ma mu go oddać, bo inaczej się z nim policzy, dziewczyny rzuciły do chłopaka tylko
- Uciekaj! Bo on nie żartuje. - trochę się tym przestraszył, ale odpowiedział
- To stary gość, co on mi może zrobić? - kończąc pić piwo.
Atmosfera była coraz bardziej napięta, Mateusz nie wiadomo skąd zaczął przewracać krzesła i tłuc kufle. Z daleka podjechało białe, osobowe auto na pilskich numerach. Nie zarejestrowałam momentu w którym Mateusz udał się w ich stronę, z auta wysiadło dwóch rosłych mężczyzn, z daleka widziałam jak zaczęli się z nim szarpać, a ten stawiając opór usiadł na chodniku i krzyczał
- Nie jadę, pobijcie mnie, spróbujcie! Nigdzie nie idę! No pobijcie mnie!
Jeden z mężczyzn wyciągną policyjną pałkę, szarpał się z nim i straszył, że jak nie wsiądzie to źle skończy. Rzucali do tego obraźliwe wyzwiska, a ludzie patrzyli, Kapciarz tylko starał się interweniować, ale sam też oberwał. W chwili wydarzeń podjęłam rozmowę z dziewczynami
- Ej, może zrób zdjęcie - powiedziały prowokując mnie, a ja siedziałam z aparatem i bałam się go wyciągnąć. - To musi być policjant, bo kto wozi się z policyjną pałką? - jedna zapytała drugiej, jakby pomijając moją obecność
- Czy to jakiś miejscowy konflikt? - zapytałam co zabrzmiało komicznie, jakbym nie pochodziła z tego miejsca
- Nie, on tylko zrobił jakiejś pannie dziecko i potem wyjechał do Niemiec, a ten to pewnie jej wujek, to na pewno rodzina.
- Ile on ma lat?
- 19, dopiero co szkołę skończył, ucieka co rusz, alimentów nie płaci...
Błażej cały czas siedział w koncie pijąc spokojnie piwo, czasem dał znać, że tu jest mówiąc o zmianie miejsca. Od niego wyszła propozycja byśmy wybrali się na plażę argumentując, że tam jest impreza.
Noc była jeszcze młoda, a ja i tak nie miałam planu co dalej. Ciemność już utrudniała robienie zdjęć i sobie darowałam. Poza tym nie lubię fotografować ludzi, a oni byli teraz wszędzie. Termos nalegał bym poszła z nimi, bo nie skończyliśmy rozmawiać, choć tak naprawdę ciągle się powtarzał i już mnie nie słuchał, z nudów i jednocześnie zaciekawienia szłam z nimi dalej starając się być biernym obserwatorem. Po drodze minęliśmy jakieś dwa zbiorowiska okolicznej młodzieży, którzy w przewadze mieli ok 15-18 lat. Rzadko spotykam się z ludźmi poza moją grupą wiekową lub starszymi, było to nieco dyskomfortowe kiedy zarywał do mnie jakiś "dzieciak", nadzwyczaj irytujące.
Na plaży wcale nie było tak dużo ludzi, było ciemno, jedynie pub oświetlał kawałek placu przy ognisku. Część towarzystwa się rozproszyła, ale wrócił Termos z wódką, znów nadając, że fotografia to nie sztuka i on sztuki nie rozumie. Gdzieś wypatrzył swoją teściową, co mnie zaskoczyło, bo obrączki chyba nie miał w zwyczaju nosić. Gdzieś dzwonił, czasem znikał i w końcu powiedział, byśmy wyszli naprzeciw jego znajomemu. Zrezygnowana, taszcząc statyw i aparat pomyślałam, że samej lepiej nie wracać do miasteczka, w sumie spędziłam tam może 15-20 minut. Po drodze, zaczął mi opowiadać o żonie z którą nie może dojść do porozumienia, że jest w separacji, a seks nic nie znaczy chociaż ją kochał i chyba kocha dalej, tylko dogadać się nie umie. Cierpliwie wysłuchałam tego, byłam już po 2 piwach, a po alkoholu lubię ludzi bardziej, niż normalnie co miało zbawienny wpływ.
Znajomy oczywiście nigdzie się chyba nie wybrał i tak wróciliśmy do miejsca, które pamiętam jako przystanek autobusowy i główny mój punkt przesiadkowy, gdy byłam na początku gimnazjum. Kiedyś obok byłą restauracja z kamienia, teraz jest tam bar. Miałam okazję znów poznać kolejnych znajomych i nieznajomych Termosa, z chęcią stawiali mi piwo i nie wiem dlaczego, byłam jedyną dziewczyną w ich towarzystwie. Wkrótce ponownie dołączył Błażej, zniknął bo poszedł popływać, a teraz, gdy siedzieliśmy na ławce miałam możliwość dowiedzieć się o nim coś więcej, niestety nasza rozmowa nie trwała długo, zaproponował by dołączyć do innych przy stolikach baru, ale i tak ciągle się kręcił w pobliżu. Było już ok 1.30, a może 2.00, 4 piwo szumiało mi trochę w głowie, wtedy zwrócił na mnie uwagę inny gość. Miał coś w sobie znajomego, sympatyczny uśmiech, podejrzewam, że niebieskie oczy, jasne krótkie włosy, nawiązała się wspólna rozmowa, w której chyba byłam na pierwszym planie ze swoim aparatem. Wcześniej Błażej coś wspomniał, że mnie odprowadzą do domku, ale nawet tutejsi mieli problem ze zidentyfikowaniem nazwy ulicy z miejscem.
Towarzystwo powoli się wykruszało, zostaliśmy w trójkę - ja, Błażej i On, którego imienia nie pamiętam. Zrobiło się chłodno, dobrze pamiętam jak Błażej zaczął podpalać patyki w przybarowym grillu, gdy On starał się subtelnie jego pozbyć. Było naprawdę późno i do tego zaczynało padać, o niczym nie marzyłam jak tylko wrócić do siebie. On uparł się, że mnie odprowadzi, wiedziałam poniekąd co zaczyna mu chodzić po głowie. Odprowadzając mnie na miejsce całkiem dobrze nam się rozmawiało
- To niesamowite, to niemożliwe...
- Ale co takiego?
- No ty, tu.
Totalnie nie rozumiałam co w tym takiego niezwykłego, przecież nie ukrywałam się ze swoim pochodzeniem. Gdy weszliśmy w moją uliczkę i skończyły się latarnie, wyciągnęłam z torebki latarko-śrubokręt i tak oświetlałam sobie drogę, tymczasem On ciągnął się ze ok 2-3 metrów dalej, próbując przez połowę drogi włączyć latarkę w telefonie, ale uparł się że mi poświeci. Czasem rzucił coś na mój temat
- Ale ty wyglądasz, te kształty
- Aleś ty zabawny, latarki w telefonie włączyć nie umiesz, pokaż to - nie wyglądał na pijanego, tylko trochę opóźnionego. Włączyłam tę latarkę i szliśmy już obok siebie, w strugach delikatnego, ciepłego letniego deszczu. Oświadczyłam, że nie musi mnie do końca odprowadzać, bo sama sobie świetnie poradzę, trochę zaniepokoiłam się tym przywiązaniem. Gdy stanęłam przed drzwiami i wyciągałam klucz On stał za mną, nie chciałam by wiedział gdzie pomieszkuję, ale nie mogłam już tego zmienić. Automatycznie wsadziłam klucz do zamka z drugiej strony, wbiegłam by zapalić światło, a On ruszył w moją stronę. Chciał mnie przytulić i pocałować, ale pewną dłonią wzięłam go odepchnęłam do tyłu, by wyprowadzić go za drzwi, pokoik na szczęście był malutki i daleko nie miałam, rzekłam na pożegnanie
- A Panu mówię teraz dobranoc.
Po czym szybko zamknęłam drzwi i zgasiłam światło, starając się nie zwracać na niego uwagi. On zaś za drzwiami klął z niedowierzania, nie pojmował tego, że jakaś panna wystawiła go za drzwi. Drżałam jedynie by nie oparł się o szybę w oknie, bo były naprawdę w kiepskim stanie i mogłaby wylecieć. Po 5 minutach chyba poszedł, a ja chciałam jedynie szybo zasnąć.
Jeden z nich bardziej śmiały coś zaczął do mnie pokrzykiwać, pytał chyba co fotografuję a ja w odpowiedzi rzuciłam, że drogę. Widok był taki jaki oczekiwałam, nadeszła złota godzina dla fotografów, ja dalej z niej nie umiałam skorzystać wystarczająco produktywnie. Chłopak przedstawił się imieniem, niestety nie zapamiętałam go, bo posługiwali się własnymi ksywami czasem wołali na niego Termos, a czasem Kapciarz, podobno był sprzedawcą kapci - taki biznesmen. Jeden z nich kompletnie pijany, podobno Mateusz miał być mistrzem boksu w lidze juniorskiej, nie znam się niestety również na boksie. Trzeci z nich był nieśmiały, niezbyt rozmowny, ale dość przystojny, Błażej, miał wiele tatuaży, które przykuły moją uwagę. Zwracałam się do nich bezosobowo, tak było mi łatwiej. Gdy ten pierwszy zaproponował piwo i rozmowę niechętnie się zgodziłam. Przez te kilka metrów które szliśmy na miejsce, gdzie zwykle tam ludzie spotykali się i pili to piwo, gość ciągle powtarzał, że nie rozumie sztuki fotografii i uznał, że to nie jest sztuka, bo zdjęcie robi maszyna-aparat i jaka w tym sztuka?
Jak już usiedliśmy przy stoliku w tzw. ogródku, starałam się wyjaśnić jak mogłam, że sztuką jest umiejętność uchwycenia chwili i odpowiedniego ustawienia maszyny, ale on upierał się przy swoim. W jednej chwili odszedł od stolika nie dokańczając rozmowy, a pojawił się inny dużo starszy facet, który miał w swojej historii przygodę z fotografią. Na początku wszyscy pytali, co tu robię i skąd jestem, powtarzałam się do obrzydzenia. Później opowiedział mi o starych Zenitach na których pracował, w przeszłości był fotografem okolicznościowym. Ludzie słuchali tego co mam do powiedzenia, czasem ja pytałam, co tu się dzieje. W tym ogródku były też te dwie dziewczyny, Błażej, chwiejący się Mateusz który przedobrzył i co chwilę pojawiała się na moment ktoś zupełnie nowy.
Raz podleciał już nieco wstawiony gość po 50.tce, awanturując się, że Termos ma jego rower i to już drugi krzyczał, że ten ma mu go oddać, bo inaczej się z nim policzy, dziewczyny rzuciły do chłopaka tylko
- Uciekaj! Bo on nie żartuje. - trochę się tym przestraszył, ale odpowiedział
- To stary gość, co on mi może zrobić? - kończąc pić piwo.
Atmosfera była coraz bardziej napięta, Mateusz nie wiadomo skąd zaczął przewracać krzesła i tłuc kufle. Z daleka podjechało białe, osobowe auto na pilskich numerach. Nie zarejestrowałam momentu w którym Mateusz udał się w ich stronę, z auta wysiadło dwóch rosłych mężczyzn, z daleka widziałam jak zaczęli się z nim szarpać, a ten stawiając opór usiadł na chodniku i krzyczał
- Nie jadę, pobijcie mnie, spróbujcie! Nigdzie nie idę! No pobijcie mnie!
Jeden z mężczyzn wyciągną policyjną pałkę, szarpał się z nim i straszył, że jak nie wsiądzie to źle skończy. Rzucali do tego obraźliwe wyzwiska, a ludzie patrzyli, Kapciarz tylko starał się interweniować, ale sam też oberwał. W chwili wydarzeń podjęłam rozmowę z dziewczynami
- Ej, może zrób zdjęcie - powiedziały prowokując mnie, a ja siedziałam z aparatem i bałam się go wyciągnąć. - To musi być policjant, bo kto wozi się z policyjną pałką? - jedna zapytała drugiej, jakby pomijając moją obecność
- Czy to jakiś miejscowy konflikt? - zapytałam co zabrzmiało komicznie, jakbym nie pochodziła z tego miejsca
- Nie, on tylko zrobił jakiejś pannie dziecko i potem wyjechał do Niemiec, a ten to pewnie jej wujek, to na pewno rodzina.
- Ile on ma lat?
- 19, dopiero co szkołę skończył, ucieka co rusz, alimentów nie płaci...
Błażej cały czas siedział w koncie pijąc spokojnie piwo, czasem dał znać, że tu jest mówiąc o zmianie miejsca. Od niego wyszła propozycja byśmy wybrali się na plażę argumentując, że tam jest impreza.
Noc była jeszcze młoda, a ja i tak nie miałam planu co dalej. Ciemność już utrudniała robienie zdjęć i sobie darowałam. Poza tym nie lubię fotografować ludzi, a oni byli teraz wszędzie. Termos nalegał bym poszła z nimi, bo nie skończyliśmy rozmawiać, choć tak naprawdę ciągle się powtarzał i już mnie nie słuchał, z nudów i jednocześnie zaciekawienia szłam z nimi dalej starając się być biernym obserwatorem. Po drodze minęliśmy jakieś dwa zbiorowiska okolicznej młodzieży, którzy w przewadze mieli ok 15-18 lat. Rzadko spotykam się z ludźmi poza moją grupą wiekową lub starszymi, było to nieco dyskomfortowe kiedy zarywał do mnie jakiś "dzieciak", nadzwyczaj irytujące.
Na plaży wcale nie było tak dużo ludzi, było ciemno, jedynie pub oświetlał kawałek placu przy ognisku. Część towarzystwa się rozproszyła, ale wrócił Termos z wódką, znów nadając, że fotografia to nie sztuka i on sztuki nie rozumie. Gdzieś wypatrzył swoją teściową, co mnie zaskoczyło, bo obrączki chyba nie miał w zwyczaju nosić. Gdzieś dzwonił, czasem znikał i w końcu powiedział, byśmy wyszli naprzeciw jego znajomemu. Zrezygnowana, taszcząc statyw i aparat pomyślałam, że samej lepiej nie wracać do miasteczka, w sumie spędziłam tam może 15-20 minut. Po drodze, zaczął mi opowiadać o żonie z którą nie może dojść do porozumienia, że jest w separacji, a seks nic nie znaczy chociaż ją kochał i chyba kocha dalej, tylko dogadać się nie umie. Cierpliwie wysłuchałam tego, byłam już po 2 piwach, a po alkoholu lubię ludzi bardziej, niż normalnie co miało zbawienny wpływ.
Znajomy oczywiście nigdzie się chyba nie wybrał i tak wróciliśmy do miejsca, które pamiętam jako przystanek autobusowy i główny mój punkt przesiadkowy, gdy byłam na początku gimnazjum. Kiedyś obok byłą restauracja z kamienia, teraz jest tam bar. Miałam okazję znów poznać kolejnych znajomych i nieznajomych Termosa, z chęcią stawiali mi piwo i nie wiem dlaczego, byłam jedyną dziewczyną w ich towarzystwie. Wkrótce ponownie dołączył Błażej, zniknął bo poszedł popływać, a teraz, gdy siedzieliśmy na ławce miałam możliwość dowiedzieć się o nim coś więcej, niestety nasza rozmowa nie trwała długo, zaproponował by dołączyć do innych przy stolikach baru, ale i tak ciągle się kręcił w pobliżu. Było już ok 1.30, a może 2.00, 4 piwo szumiało mi trochę w głowie, wtedy zwrócił na mnie uwagę inny gość. Miał coś w sobie znajomego, sympatyczny uśmiech, podejrzewam, że niebieskie oczy, jasne krótkie włosy, nawiązała się wspólna rozmowa, w której chyba byłam na pierwszym planie ze swoim aparatem. Wcześniej Błażej coś wspomniał, że mnie odprowadzą do domku, ale nawet tutejsi mieli problem ze zidentyfikowaniem nazwy ulicy z miejscem.
Towarzystwo powoli się wykruszało, zostaliśmy w trójkę - ja, Błażej i On, którego imienia nie pamiętam. Zrobiło się chłodno, dobrze pamiętam jak Błażej zaczął podpalać patyki w przybarowym grillu, gdy On starał się subtelnie jego pozbyć. Było naprawdę późno i do tego zaczynało padać, o niczym nie marzyłam jak tylko wrócić do siebie. On uparł się, że mnie odprowadzi, wiedziałam poniekąd co zaczyna mu chodzić po głowie. Odprowadzając mnie na miejsce całkiem dobrze nam się rozmawiało
- To niesamowite, to niemożliwe...
- Ale co takiego?
- No ty, tu.
Totalnie nie rozumiałam co w tym takiego niezwykłego, przecież nie ukrywałam się ze swoim pochodzeniem. Gdy weszliśmy w moją uliczkę i skończyły się latarnie, wyciągnęłam z torebki latarko-śrubokręt i tak oświetlałam sobie drogę, tymczasem On ciągnął się ze ok 2-3 metrów dalej, próbując przez połowę drogi włączyć latarkę w telefonie, ale uparł się że mi poświeci. Czasem rzucił coś na mój temat
- Ale ty wyglądasz, te kształty
- Aleś ty zabawny, latarki w telefonie włączyć nie umiesz, pokaż to - nie wyglądał na pijanego, tylko trochę opóźnionego. Włączyłam tę latarkę i szliśmy już obok siebie, w strugach delikatnego, ciepłego letniego deszczu. Oświadczyłam, że nie musi mnie do końca odprowadzać, bo sama sobie świetnie poradzę, trochę zaniepokoiłam się tym przywiązaniem. Gdy stanęłam przed drzwiami i wyciągałam klucz On stał za mną, nie chciałam by wiedział gdzie pomieszkuję, ale nie mogłam już tego zmienić. Automatycznie wsadziłam klucz do zamka z drugiej strony, wbiegłam by zapalić światło, a On ruszył w moją stronę. Chciał mnie przytulić i pocałować, ale pewną dłonią wzięłam go odepchnęłam do tyłu, by wyprowadzić go za drzwi, pokoik na szczęście był malutki i daleko nie miałam, rzekłam na pożegnanie
- A Panu mówię teraz dobranoc.
Po czym szybko zamknęłam drzwi i zgasiłam światło, starając się nie zwracać na niego uwagi. On zaś za drzwiami klął z niedowierzania, nie pojmował tego, że jakaś panna wystawiła go za drzwi. Drżałam jedynie by nie oparł się o szybę w oknie, bo były naprawdę w kiepskim stanie i mogłaby wylecieć. Po 5 minutach chyba poszedł, a ja chciałam jedynie szybo zasnąć.